We wspólnym trudzie, czyli rzecz o czynie społecznym
Czyn społeczny, jak w okresie PRL nazywano nieodpłatne prace wykonywane na rzecz ogółu mieszkańców, pod koniec 1967 roku stał się tematem obrad Rady Nadzorczej Łowickiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Padł wtedy pomysł, aby każdy spółdzielca przepracował w dni wolne po 10 godzin rocznie na rzecz własnego osiedla. Osoba, która nie miałaby na to czasu lub też uchylała się od tego obowiązku, miała wpłacić tytułem kary do kasy ŁSM – po 10 zł za każdą nieprzepracowaną godzinę.
Pomysł ten wywołał gorącą dyskusję wśród członków władz ŁSM. Na posiedzeniu RN ŁSM padł też kontr-pomysł, aby dziesięciogodzinny w skali roku czyn społeczny zastąpić finansowym ekwiwalentem w wysokości 100 zł. Pieniądze te miały zostać doliczane do czynszu każdego spółdzielcy.
Dziesięciu radnych poparło organizację czynów społecznych, a jedynie dwóch – ich finansowy ekwiwalent. Z kary za brak uczestnictwa w darmowych pracach lokatora mogła zwolnić jedynie rada osiedla na wniosek komitetu blokowego.
Jak spółdzielcze czyny społeczne, darmoszki, jak je czasem nazywano, wyglądały w ŁSM w praktyce? Dla przykładu w 1976 roku do 25 maja 273 spółdzielców przepracowało 1.183 godziny wycenione na prawie 35,5 tys. zł. A warto przypomnieć, że przeciętna krajowa pensja wynosiła wtedy 4.281 zł.
Najwięcej, bo 89 spółdzielców, „rwało się” do pracy na osiedlu Noakowskiego. Natomiast najmniej na osiedlu XV-lecia PRL – 5. Spółdzielcy w czasie czynów społecznych najczęściej zajmowali się pielęgnacją osiedlowej zieleni: pielili ją, przycinali i podlewali.
Materiał ten ilustrujemy archiwalnymi zdjęciami osiedla H. Dąbrowskiego.